wtorek, 18 czerwca 2013

Oskar i pani Róża - Eric-Emmanuel Schmit


Nazwa: Oskar i pani Róża
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Data wydania: styczeń 2004
Ilość stron: 78
Wydawnictwo: Znak 
Cena: 16, 00 zł 
Ocena: 8/10
        
        Choć ta książka przypomina mi o pewnych smutnych chwilach... spodobała mi się. Pomimo tego, że nie lubię do pewnych wspomnień wracać, pokazała mi inną stronę tego wszystkiego co się działo około półtora roku temu. Był sierpień, piękny dzień, w parafii odpust. Przyjechała rodzina i Ciocia. Już wtedy wyglądała nie za dobrze, więc kuzyn zabrał ją do szpitala. Później badania, wyjazdy do szpitali... okazało się, że to rak. Chemioterapia nie pomagała, choć jeszcze w sierpniu Ciocia zaczęła się leczyć, przegrała. Załamała ją sama wiadomość o chorobie. Nie miała na nic siły, aż w końcu cały czas ktoś musiał się Ciocią zajmować. Trafiła do hospicjum na niedługo. Pamiętam to jak dziś, 8. listopada już jej nie było.

              Dlaczego o tym piszę? Ponieważ Oskar i pani Róża sprawił, że wszystko wróciło. Cieniutkie opowiadanie, z powodu którego pół nocy nie spałam... Tytułowy bohater, to chłopiec walczący z nieuleczalną chorobą, samym sobą i światem, który go otacza. Ten świat to jego rodzice, którzy nie potrafią rozmawiać z chłopcem o życiu i śmierci. O śmierci, cierpieniu, nieuchronności tego co ma nastąpić rozmawia z nim Ciocia Róża. Oskar i pani Róża pokazuje, że dzieci wiedzą i czują dużo więcej niż nam się, dorosłym, wydaje. Książka Schmitta jest z gatunku tych, które bazują na emocjach czytelnika. Być może... dzięki kłamstwu Pani Róży odejście Oskara staje się dla niego łatwiejsze, już nie boi się śmierci i spokojnie umiera.

              Oskar i pani Róża Schmitta to utwór porównywany do Małego księcia A. de Saint-Exupry'ego, czy słusznie? To już do oceny pozostawiam czytelnikom obydwu dzieł literackich. Pozostawię jeszcze jedno pytanie bez odpowiedzi: Czy w dobie kultu młodości, witalności potrzebne są książki o umieraniu i oswajaniu ze śmiercią? 

wtorek, 11 czerwca 2013

Blask - Amy Kathleen Ryan


Nazwa: Blask
Autor: Amy Kathleen Ryan
Data wydania: styczeń 2013
Ilość stron: 408
Wydawnictwo: Jaguar
Cena: 37, 90zł
Ocena: 9/10

       O Blasku było głośno jeszcze zanim książka ukazała się w księgarniach. Rozumiem, że ktoś mógł wcześniej zapoznać się z tą pozycją (w internecie). Ja wolałam poczekać, aż cała wrzawa z powodu utworu opadnie i dopiero wtedy zapoznać się z nim, kiedy bardziej racjonalnie będę mogła go ocenić. W końcu nadarzyła się okazja i mogłam dokonać zakupu. Rozradował mnie fakt, że jest to jedna z trafniejszych transakcji, które udało mi się zrealizować (choć muszę przyznać, iż początkowo miałam pełno obaw, czy mi się Blask spodoba, bo nie przepadam za utworami okrzykniętymi sławą).

          Teraz ta powieść znalazła się w gronie niewielu, z którymi nie mam zbyt dużych problemów. Bohaterowie Kieran i Waverly całkiem mi się spodobali, a sielanka ich uczuć ulega zmianie, nie jest monotonna i autorka nie dorzuciła jeszcze jednego bohatera, który nastaje na Waverly. Bardzo dobrze, że postacie występujące w książce nie mają silnych, stanowczych charakterów, bo mogłoby być nudno, choć z drugiej strony, mogliby się pozabijać albo... no cóż, takie przypuszczenia mogę sobie snuć w wyobraźni. Wracając do lektury, nie tylko postacie, ale również ich przygody mnie zaciekawiły i z przyjemnością przewracałam kartki, aby poznać dalsze ich losy (postaci, oczywiście...)

          Utarło się przekonanie, że dobra recenzja, to długa recenzja, że wypada książkę streścić, mówić o jej dobrych i złych stronach (jeśli się autora lubi, o minusach mówi się mniej). Zwykło się też zwracać uwagę na szatę graficzną, twardą czy miękką okładkę. Recenzowanej książce przyznaje się też ilość gwiazdek czy kółek (sprytny sposób zachęcenia do przeczytania adresowany do nie lubiących czytać recenzji albo nie lubiących polegać na cudzym "pisanym" słowie). Zatem zakończę tę recenzję jednym słowem... warto.
     
        

czwartek, 6 czerwca 2013

Kłamczuchy - Sara Shepard


Nazwa: Kłamczuchy. Pretty Little Liars
Autor: Sara Shepard
Data wydania: sierpień 2011
Ilość stron: 282
Wydawnictwo: Otwarte
Cena: 29, 90 zł
Ocena: 8/10

    Kłamstwo są jak kostka domina, która raz pchnięta pociąga za sobą następne. Autorka lekko, a czasem wręcz komicznie pokazuje, że kłamstwo kłamstwu nie równe, jednak pozostaje tym samym. Można okłamać rodziców, nauczycieli, znajomych, ale samego siebie oszukać się nie da. Często właśnie przez takie oszustwo relacje między dwoma ludźmi się zmieniają i czasem przestaje istnieć wzajemne zaufanie, które buduje się latami (tak jak w przypadku Kłamczuch odnoszę wrażenie). Początkowo czytając powieść miałam mętlik w głowie i nic nie rozumiałam, jednak kiedy wkręciłam się w akcję nie można mnie było odciągnąć od czytadła.

            Wszystko zaczęło się od tego, że ktoś chciał zrobić komuś na złość. I się zrobiło na złość, ale komu?  Czytając utwór dochodzę do wniosku, iż bohaterki same sobie zaszkodziły. Wiele mniej kłopotów by miały, gdyby nie uległy pokusie zrobienia "psikusa", lecz wtedy opowieść mogłaby nie być tak tajemniczą, jak w chwili obecnej. Choć nie wszystko na to wskazuje, historia Kłamczuch potwierdza słowa Mickiewicza, że nie ma winy bez kary.

           Strasznie mi się spodobały bohaterki, które mimo wszelkich dzielących je różnic, potrafiły znaleźć wspólną ścieżkę. Nie zawsze było kolorowo i wesoło, ale chyba o to chodzi w przyjaźni, aby być ze sobą kiedy jest dobrze lub źle. Pisarka już w pierwszej części PLL pokazuje jaką metamorfozę przeszły wszystkie przyjaciółki oraz zdradzę, że przyjaciółkami być przestały. Każda przeszła zmianę, która jest widoczna gołym okiem. Nie mnie oceniać, czy na lepsze czy na gorsze. Podobają mi się, bo nie kreują się na grzeczne niewiniątka, które są głupie i nie rozumieją otaczającego je świata. Czasem pokazują lepszą, a czasem gorszą stronę swojego charakteru.

           Ostatnio coraz częściej wybieram książki, których początkowo nie rozumiem, ale zazwyczaj są to dobre wybory, ponieważ autor nie ma czytelnika za idiotę i sam pozwala mu dojść do prawdy małymi krokami. PLL też należy do tych powieści, bo Shepard na samym początku Kłamczuch nie robiła wyjaśnień, wstępów... po prostu od pewnego momentu zaczęła tworzyć historię.

          Kiedy tylko skończyłam czytać tę część, od razu sięgnęłam po kolejną. Koleżanka, od której pożyczam tę serię,  mówiła mi, że można się pogubić i była zaskoczona w jakim tempie przeczytałam książki, które mi pożyczyła. Mam wrażenie, że większej zachęty do sięgnięcia po lekturę nie muszę dodawać.