środa, 3 kwietnia 2013

Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway


Nazwa: Sztuka uprawiania róż z kolcami 
Autor: Margaret Dilloway
Liczba stron: 441
Data wydania: luty 2013
Wydawnictwo: Wydawnictwo M
Cena: 34,90zł
Ocena: 7/10

        Łał! To na początek, ponieważ nie spodziewałam się, że opowieść dojrzałej kobiety może mnie tak wciągnąć. Kobieta ta, mianowicie Galilee Garner nie jest żadnym wampirem, wilkołakiem czy co tam sobie jeszcze nie wymyślicie. Ona jest po prostu chora, bo nie ma nerek.  Kiedy przeczytałam kilka stron wydawało mi się, iż nie pasuję do tej książki i nie mam w niej nic do szukania. Jednak przyjęłam zasadę: Okładka jest ważna, lecz nie najważniejsza, przeczytaj – poznasz. Okładka mi przypadła do gustu i stwierdziłam, że mogę się również zmierzyć z treścią. Moim zdaniem, postąpiłam słusznie. Ani się nie obejrzałam i historia Gal pisana piórem pani Dilloway się skończyła, a ja mogłam puścić wodze fantazji jak mogłoby wyglądać życie bohaterów. 

             Wiecie co mi się w powieści najbardziej spodobało? Już wam mówię. Pisarka nie zapominała o tym, że Gal nie jest całkiem zdrowa. Wiem, że istnieją książki, gdzie autor w jednym rozdziale pisze, że bohater jest chory w kolejnym zdrowy, a w innym znowuż jest chory. Doprawdy irytujące.
Inną rzeczą, która przykuła moją uwagę jest Riley oraz inni bohaterowie, z którymi Galilee nie miała lekko, musiała udowodnić swój stosunek do nich. Riley przybyła do ciotki z dnia na dzień, bez uprzedzenia. Przybyła do ciotki, która nie ma swoich dzieci, jest sama, żyje bez kablówki, komórki, nie ma męża, ani psa czy kota, tylko róże (które są jej życiem można powiedzieć). Początkowa góra lodowa między nimi zaczyna szybko topnieć po zaobserwowaniu przez siostrzenicę, że ciotka jest całkiem fajna.

          Często okazuje się, że nie jesteśmy tacy (nie lubię tego słowa) idealni jak nam się wydaje. Mamy swoje racje i ich brak, ale inni powinni nas akceptować takimi, jakimi jesteśmy. Choć nie do końca, powinni nam wytknąć to, co uważają, że powinniśmy zmienić, lecz nie naciskać i nie mówić tego podczas kłótni bądź sprzeczki. Wiem, iż często się tak dzieje (sama mogę być przykładem), dlatego o tym wspominam.

          Kilkoro bohaterów wydawało mi się zbędnych, jednak w miarę zagłębiania się w lekturze okazały się całkiem niecnymi postaciami. Skoro już przy tym jestem, to muszę wspomnieć o delikatnym zarysie wątku miłosnego (moim zdaniem oczywiście), jak dla mnie trochę zbyt subtelny, a niektóre uczucia bohaterów trzeba samemu nazywać. Dla mnie tych uczuć za mało, chociaż od razu wiedziałam, kto z kim będzie i jak będzie wyglądało zakończenie. Motyw ten jest na tyle wysublimowany, że można go porównać do pomieszczenia.   Nie skończonego, są w nim tylko ściany i to nie do końca pomalowane bez mebli, jakby nikt tam nie mieszkał. Jednak sposób zakończenia mi się spodobał i trochę zaskoczył.

         Nie ukrywam, miałam chwilę, kiedy pewnego momentu nie byłam w stanie przewidzieć i mnie wprost zdziwił lub nie pasowało mi coś i dopiero później odkrywałam co. Podobało mi się poznanie tej książki, która mi dała moment oddechu od tej całej mojej (i nie tylko mojej) fantastyki. Doprawdy przyjemne uczucie, choć trochę jestem zdziwiona, że coraz częściej czytam obyczajówki i mi się one podobają. No cóż pewnie to są zalety młodości...

         Kwestią, którą chcę poruszyć jest brak wiary w siebie. Gal na szczęście nie ma z tym problemów. Szkoda, iż pani Dilloway nie raczyła nas oświecić dlaczego tak jest. Zastanawiałam się skąd ta kobieta brała siłę aby wychodzić naprzeciw losowi, który nieźle ją potraktował szczerze mówiąc. Brakuje mi tego trochę, bo dziwnie się czuję mając przed sobą „coś” nie wiedząc z czego to się wzięło.

              Robiąc małe podsumowanie tej książki doszłam do wniosków następujących:
- miejscami akcja niesamowicie się ciągnie i można się nudzić.
- niekiedy myliłam bohaterów, jednak część z nich polubiłam.
- autorka ma ciekawy styl tworzenia postaci i akcji (czasami).
- odnoszę wrażenie, że książka jest na swój sposób psychologiczna.
Na razie tyle wniosków, resztę możecie wyciągnąć sami zapoznając się z tą lekturą.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu M.

1 komentarz: